We're Here Because We're Here

wtorek, 8 czerwca 2010


Gdyby ktoś streścił mi przesłanie najnowszej płyty Anathemy zanim jej posłuchałem, prawdopodobnie uśmiechnąłbym się pobłażliwie i a priori spisał ją na straty. Jest to bowiem album o miłości, nie tej jednak, która do tej pory inspirowała zespół - miłości straconej,lecz o spełnionej, prawdziwej, pięknej. Nostalgia, smutek, niesamowity ból, który towarzyszył takim utworom jak One Last Goodbye, czy A Natural Disaster ustępują miejsca absolutnemu spełnieniu. Myślałem, że afirmacja szczęścia na dłuższą metę nie współgra z alternatywnym, czy progresywnym graniem. Wydawało mi się, że taka treść, w pewien sposób banalna, wpłynie negatywnie na muzyczną formę. Teraz wiem, jak bardzo się myliłem. Anathema nagrała album po prostu..piękny.

Zapowiedź tego, że zespół podąża w stronę światła, ukryta była choćby w takich utworach jak Flying:

times have changed and now i find i'm free for the first time
feel so close to everything now
strange how life makes sense in time now


Poza tym trzy utwory z najnowszej płyty były znane już od dwóch lat - nie spodziewałem się jednak tego, co wydobyło się z głośników. Muzycznie, nie jest to płyta-arcydzieło. Anathema nigdy nie uprawiała wirtuozerii, nigdy nie powalała oszałamiającymi solówkami, sekcja rytmiczna nie łamała rytmów z prędkością światła - jej siłą od początku była melodia. Na "We're Here..." melodie są obłędne, to płyta, na której śpiew jest miażdżąco pierwszoplanowy. Harmonia głosów, przeplatające i uzupełniające się partie Vincenta i Lee są bez skazy i choć na niejednej płycie mieliśmy możliwość posłuchać, jak współpracują, to jeszcze nigdy w takiej ilości i jakości.

Płytę rozpoczyna Thin Air - z początku niezapowiadający wielkiej dawki energii. Jednak dźwięki rozpędzają się z każdą minutą, a kiedy idziesz ulicą, po prostu czujesz jak rosną Ci skrzydła na plecach. Od 3:10 rozpoczyna się fragment "We've come too far to turn back", który moim zdaniem jest najlepszy na całej płycie i tylko w jednym przypadku mógłby być jeszcze lepszy - gdyby płytę kończył.
Potem Summer Night Horizon, który dalej pozwala unosić się nad ziemią..i ten niepowtarzalny moment dreszczu, kiedy Vincent z Lee śpiewają "In blood red skies". Nie można też nie docenić świetnej rytmiki i ogromnego wkładu pianina.
Dreaming Light to pierwsza ballada na płycie, która jednak w odróżnieniu od tego, co Anathema robiła do tej pory, jest zbudowana na dźwiękach, utkanych nićmi wielkiej radości. To hymn poświęcony miłości i choć brzmi to banalnie, to optymizm w nim zawarty jest całkowicie prawdziwy. Za nim zaś Everything, który prawdopodobnie byłby w moim odczuciu najlepszy, gdyby nie to, że znany jest już od dawna i zdążyłem się już do niego przyzwyczaić. Tu znów warto podkreślić, że głos Lee dodaje muzyce Anathemy coś niepowtarzalnego, coś łagodnego i czystego.
Druga część płyty wcale nie jest słabsza, mniej jest w niej jednak energii. Najpierw Angels Walk Among Us, które płynnie przechodzi w Presence - zmuszającą do refleksji melodeklamację.
Okazuje się, że wspólne trasy z Porcupine Tree mocno zainspirowały Anathemę, bo dwa następne utwory, czyli A Simple Mistake i Get Off, Get Out, są osadzone w stylistyce Jeżozwierzy. Fantastyczny motyw na gitarze, który występuje w drugiej części A Simple Mistake zasługuje na szczególną uwagę.
Ostatnią balladą jest Universal, która w niezwykle prostych słowach podsumowuje album.

Above the clouds
We flew to heaven
Through the eye of the storm
And into to the light

I see you
You're everywhere I go
In everything I do

I dreamed a thousand years
Just to be here where everything is right
Scrape those screamless skies
Defy the limits and fly

I see you
You're everywhere I go
In everything I do

I see you
You're everywhere I go
In everything I do


Fantastyczna instrumentalna końcówka i znów można wzbić się na skrzydłach gdzieś bardzo wysoko. Mijasz ludzi na ulicy i czujesz tysiące ciarek, które targają całym ciałem..I to wszystko trwa tak długo, aż utwór nie dobiega końca, aż nie zdajesz sobie sprawy, że to tylko chodnik, tylko ludzie i tylko szkoła lub praca, do której zmierzasz. Te powroty z muzycznie stymulowanej wyobraźni są czasem bardzo trudne. Dlatego właśnie muzyka może uzależniać..I jeszcze ostatni utwór z tego albumu, którym jest Hindsight. Sam nie wiem, czy powinien być w tym miejscu..czy nie byłoby lepiej, gdyby płytę kończył wybuch energii, jaki jest w Universal. Z drugiej strony ten kawałek jest właśnie po to, żeby lądując na ziemi wejść do tej szkoły i pracy z uśmiechem na ustach, a nie rozbić się o twardy bruk.

Nie mam wątpliwości, że ten, kto pisał muzykę na ten album, zaznał największej radości, jakiej można doświadczyć na Ziemi. Zaklął ją w tych kilku utworach i pozwolił uwierzyć, że my też jej kiedyś doświadczymy.

0 komentarze: