środa, 5 maja 2010
Na wstępie chciałem wytłumaczyć brak wpisów w ostatnim czasie, który to spędziłem w szpitalu. Będąc jednak pod opieką lekarzy kilkakrotnie zmusiłem się do posłuchania wiadomości w radio. Zapamiętałem tylko jedną - dotyczyła wyrzucenia ze szkoły muzułmańskiej dziewczyny noszącej hijab. Nie pamiętam szczegółów - sprawa jakich we Francji wiele - temat delikatny i poruszany od bardzo dawna. To, co jednak przykuło moją uwagę, to styl, w jakim dziennikarze komentowali ten problem. Jakim bowiem trzeba być ignorantem, jak małą wiedzę trzeba posiadać i jak niedelikatnym trzeba być, by wyrazić taką opinię (podkreślam - szczególnie będąc dziennikarzem):
Miałam okazję założyć taki hijab i muszę przyznać, że to jest po prostu straszne.
Zdanie to wyrwane z kontekstu może i nie bulwersuje, ale czy to jest argument w dyskusji? Problem jest naprawdę dużej wagi, to problem kulturowy, który leży u podłoża niezwykle złożonych kwestii sporów religijnych, tolerancji, etc. Czy sprowadzenie hijabu do poziomu wygody/estetyki nie jest obelgą? Czy nasza polska dziennikarka rzeczywiście życzy wszystkim muzułmankom zmiany garderoby, bo swobodne, jej zdaniem, ubrania, to coś, czego tym kobietom brakuje? Dlaczego uparliśmy się, że przytoczona walka z hijabem jest walką DLA muzułmańskich kobiet, a nie walką Z muzułmańską tożsamością?
Wyrastamy w kulturze Europy, w cywilizacji chrześcijańskiej. Nie dziwne, że światopogląd, który reprezentujemy, to europocentryczna wizja świata. Czy jednak próby spojrzenia oczami innymi niż nasze są niemożliwe do podjęcia? Wołamy o tolerancję, kiedy tysiące ludzi gromadzą się w marszach homoseksualistów. Chcemy się jednać z wrogami, z którymi przez lata prowadziliśmy wojny. Nie stosujemy jednak idei tolerancji, gdy muzułmanka jest zobligowana prawem swej religii do takiego, a nie innego ubioru? Ubioru, dodajmy, który nikomu krzywdy nie czyni, łamiąc na przykład dość uniwersalne reguły obsceniczności. I jeszcze owa niechęć maskowana jest rzekomą troską, bo przecież kobieta w islamie jest prześladowana!
Sednem całej sprawy jest niewiedza. Brak łaknienia wiedzy. Niechęć do wysiłku intelektualnego, polegającego na tym, że patrzy się na zjawisko pod różnym kątem. Dlaczego muzułmanki noszą hijaby? Bo chcą manifestować swą przynależność religijną? Bo chcą prowokować? Myślę, że taka opinia nie jest obca wielu Europejczykom - toż to próba kulturowego podboju naszego świata. Tymczasem Koran mówi, że kobiety powinny być odziane w ten sposób dla własnego bezpieczeństwa. Ochrona przed molestowaniem i gwałtem jest głównym motywem tego przykazania - czy jest ono adekwatne do naszych czasów, bo ma przecież prawie półtora tysiąca lat, jest kwestią, którą poddać można dyskusji, ale to jest dopiero płaszczyzna, na jakiej powinno się moim zdaniem wymieniać poglądy. Nakaz zakrywania swej urody ma u swych podstaw szlachetne pobudki - jest próbą protekcji przed mężczyzną, a nie zniewolenia kobiety, jak to widzi chociażby prezydent Francji.
Żeby jednak nie być posądzonym o stronniczość, doświadczenie podpowiada mi, że muzułmanie także nie podejmują zbyt często prób wykraczania poza tor własnego myślenia. Także i im obca bywa chęć zrozumienia innego. Tak się jednak składa, że to reprezentacja naszego horyzontu kulturowego przeprowadza atak na element kultury islamu. Moją zatem konkluzją jest apel rzucony w eter: nie wmawiajmy im (muzułmanom) ani sobie samym, że troska o ich wygodę kieruje naszymi poczynaniami; nie sprowadzajmy też hijabu do elementu manifestacji (choć na pewno stał się on przez stulecia jakąś formą symbolu i tożsamości); za to, zanim wejdziemy w polemikę dowiedzmy się, z czym tak naprawdę chcemy walczyć - chyba, że obłuda jest świadomą strategią i doskonale wiemy, że walczymy z religią i jej reprezentantami.
1 komentarze:
zgadzam sie z Tobą w zupełności.
Ostatnio oglądałam film..."nazywam się khan" gdzie rowniez poruszaja ten temat, może śladowo, ale jednak :)
Prześlij komentarz