środa, 14 kwietnia 2010
To w ostatnich dniach narodził się w mojej głowie pomysł spróbowania sił w tej niezwykle trudnej dyscyplinie, jaką jest bez wątpienia pisanie z sensem. Powodem nie były jednak tragiczne wydarzenia, które wstrząsnęły naszym krajem, lecz obserwacje wypowiedzi czytelników pod artykułami, które tej tragedii dotyczyły. Wpisują się w to także liczne petycje, które związane są z pogrzebem pary prezydenckiej w katedrze na Wawelu. Właśnie teraz, kiedy każde słowo powinno być szczególnie ważone, widać jak mało myśli się pisząc, z pozoru tylko, nic nieznaczące komentarze.
Refleksja o niskim poziomie wypowiadania się (abstrahuję od internetowej publicystyki) nie jest dla mnie czymś nowym. Nową nie powinna być dla mnie także sytuacja, w której powszechne są drwiny i chęć oplucia innych, a jednak to, co obserwuję teraz zaskakuje mnie.
Nie wyruszam jednak na krucjatę, której celem byłoby wyniesienie internetowego dyskursu na poziom wyższy - byłby to bowiem plan absurdalny. Chcę jedynie przeprowadzić autoeksperyment, dzięki czemu przekonam się, czy i ja nie współtworzę kultury nieprzemyślanych wypowiedzi, posługującej się jedynie bezrefleksyjnie zapożyczonymi sloganami.
Spróbuję się zatem przekonać, czy potrafię pisać z sensem. W tym jednak miejscu należy się zastanowić, kto odpowie na moje pytanie. Czy przy-klask czytelników jest jakąkolwiek wykładnią? Analogicznie, czy nagonka i drwiny są obiektywnym świadectwem dla słów, których dotyczą? Myślę, że skoro nazwałem to autoeksperymentem, to i ocena powinna być samooceną, choć każda uwaga potencjalnego czytelnika (myślę, że chociaż jeden się znajdzie) będzie dla mnie jakąś wskazówką.
Tak przedstawia się moje pismacze genesis, eschata pozostaje niewiadomą. Pod każdym względem.
0 komentarze:
Prześlij komentarz